Czy w trudnych, pandemicznych czasach kryzysu można być szczodrym? Można, gdyż najważniejsze przejawy szczodrości są niematerialne. Hojność rozumiemy najczęściej jako dzielenie się pieniędzmi lub dobrami materialnymi, natomiast szczodrość – niematerialnymi.
Szczodrością dysponujemy wszyscy. Nie traci na giełdzie, nie dewaluuje się i nie ulega przecenie, nie kruszy się i nie rdzewieje, nie trzeba jej strzec. Nikt nie może jej ukraść, jest wolna i bezpieczna.
Szczodrość nie ma nic wspólnego z handlem, zyskiem i stratą. Być szczodrym to być bezinteresownym i działać z pobudek serca. Jeśli dając czujemy, że coś tracimy, to oznacza, że nie ma energii w takim dawaniu.
Jeśli dając, czujemy się skrzywdzeni (z powodu poświęcenia czy rezygnacji z siebie) – to także nie jest szczodrość. Dawanie w oczekiwaniu na dostanie czegoś w zamian nie nakarmi tego delikatnego miejsca w nas, które tęskni za bezinteresownym dzieleniem się radością istnienia. Paradoksalnie jednak, gdy jesteśmy hojni bez oczekiwania wyrównania, życie tę hojność wyrównuje.
Pisarz Matthieu Ricard w książce „W obronie szczęścia” przytacza wyniki badań naukowych nad pozytywnymi doświadczeniami ludzi. Są jednoznaczne:
Radość towarzysząca aktowi bezinteresownej dobroci wywołuje poczucie spełnienia, trwałej satysfakcji. Szczodrość rodzi szczęście. Opłaca się być szczodrym, bo szczodrość i szczęście wzajemnie wywołują się i wzmacniają
