Homeoffice może być modelem pracy przyszłości. Ale jeśli ludzie przestaną dojeżdżać do miast, odbije się to dramatycznie na różnych gałęziach gospodarki.

Pozytywne doświadczenia z pracą w domu zrobiły wrażenie na wielu szefach firm. Dzięki nowym doświadczeniom i odkryciom wiele przedsiębiorstw planuje intensywniej korzystać z biur domowych nawet po kryzysie.

Ale więcej biur domowych oznacza również mniej osób dojeżdżających do centrum miasta. A to może mieć konsekwencje, wynika z analizy przeprowadzonej przez firmę Atradius. Wg niej – wzrośnie liczba bankructw.

Prawie żadna firma z objętych badaniem (blisko 2000 podmiotów, firm i organizacji) sama nie poniosła poważnych strat w wydajności z powodu hommeoffice. Jednakże wzrost pracy mobilnej spowoduje lokalne zmiany w działalności biznesowej. Doprowadzi to do wzrostu niepewności, zwłaszcza w tych branżach, których obroty uzależnione są od licznych osób dojeżdżających do miast i pracowników biurowych.

Weryfikacja kosztów wynajmu

Z badań Atradiusa wynika, że biurka wraz z całą biurową infrastrukturą od miesięcy stoją bezużytecznie w wielu firmach. Pytanie brzmi, czy także w przyszłości konieczne będzie zapewnienie każdemu pracownikowi stałego miejsca pracy i wynajęcie w tym celu powierzchni? W wielu przypadkach koszty okazałyby się zbyt wysokie, zwłaszcza w dużych firmach roczne wydatki na wynajem często sięgają dziesiątek milionów euro.

Dlatego jest mało prawdopodobne, aby wiele firm przedłużyło swoje umowy najmu w najbliższych latach. To z kolei – o ile nie istnieje opłacalna koncepcja późniejszego wykorzystania pustych przestrzeni – spowodowałoby, że dochody funduszy nieruchomości biurowych znacznie stopnieją.

Reakcja łańcuchowa uderza również w inwestorów

Oprócz inwestorów prywatnych wielu inwestorów instytucjonalnych, którzy są zależni od zysków z inwestycji, cierpi z powodu tej sytuacji. Są wśród nich banki, fundusze emerytalne, firmy inwestycyjne i kapitałowe, systemy emerytalne, towarzystwa ubezpieczeń społecznych, zakłady ubezpieczeń zdrowotnych, firmy zarządzające aktywami, kościoły, stowarzyszenia i fundacje. W niektórych przypadkach mogli oni ponieść znaczne straty w przychodach.

Trwale puste biura oznaczałyby również trwale niższe obroty operatorów stołówek, zwłaszcza że sprzedawaliby oni wtedy znacznie mniej posiłków w porze lunchu. Problem ten dotknąłby również wiele restauracji. 

Przemysł papierniczy, gastronomia, przemysł tekstylny

Ponadto, zgodnie z analizą Atradius, wzrosłaby również niepewność w stosunkach handlowych z przemysłem papierniczym. Homeoffice jeszcze bardziej przyspieszyło cyfryzację procesów biurowych, szczególnie zmniejszyło się zapotrzebowanie na papier do drukarek. Dlatego narasta presja w sektorze, który już w ubiegłym roku był narażony na znaczne ryzyko niewypłacalności.

Pandemia koronawirusa i rozszerzenie pracy zdalnej również znacznie ograniczyłyby liczbę posiłków i podróży służbowych. Rozmowy biznesowe i negocjacje coraz częściej prowadzone są w formie wideokonferencji lub przez telefon, a w mniejszym stopniu na bezpośrednich spotkaniach. Jeśli ta tendencja się utrzyma, doprowadzi to z kolei do wzrostu niepewności w restauracjach oraz hotelach, których egzystencja zależy od osób podróżujących służbowo.

Co więcej, zmniejsza się zapotrzebowanie na odzież biurową: garnitury, krawaty. A to w znacznym stopniu wpływa na dostawców, którzy dużą część zysku generują właśnie ze sprzedaży mody biurowej. Według oceny Atradius spośród wszystkich branż obecnie największe ryzyko niewypłacalności występuje właśnie w przemyśle tekstylnym. 

Przemysł motoryzacyjny, warsztaty, stacje benzynowe

Scenariusz ogólnokrajowej pracy zdalnej doprowadziłby w przypadku osób dojeżdżających do pracy do znacznego spadku liczby przejechanych kilometrów, co w dłuższym terminie zmniejszyłoby popyt na nowe pojazdy. To z koli stałoby się dodatkowym obciążeniem dla przemysłu motoryzacyjnego, który już od dwóch lat znajduje się w trudnej sytuacji, a wśród dostawców zachodzi podwyższone ryzyko niewypłacalności. Wzrosłaby też presja na warsztaty samochodowe oraz stacje benzynowe.

System pracy zdalnej miałby także znaczące konsekwencje dla sklepów w centrach miast oraz w strefach zakupowych. Uderzyłoby to przede wszystkim w tych sprzedawców, którzy nie posiadają sprzedaży online lub nie mogą takiej formuły zaproponować. 

Zwycięzcy kryzysu

Z drugiej strony, zgodnie z analizami Atradiusa, są branże, które powinny skorzystać na rozszerzaniu pracy zdalnej. Chodzi tu przede wszystkim o sektor technologii informacyjno-komunikacyjnych (ICT), który może spodziewać się dodatkowej sprzedaży laptopów, telefonów komórkowych, oprogramowania i rozwiązań transmisji danych. Do grupy zwycięzców kryzysu należą również firmy oferujące produkty i usługi dla domu. Zwłaszcza dostawcy mebli, ponieważ wiele stanowisk pracy musiałoby być wyposażonych na nowo. 

Artykuł pochodzi z serwisu Deutsche Welle