Każdy je ma. I większość z nas chciałaby się ich pozbyć, prawda? Nie lada wyzwanie, ba! Problem w tym, że nie bardzo wiemy jak je zrealizować, jak skutecznie pozbyć się kompleksów?
Zacznij od remanentu, naprawdę tak będzie najlepiej: czego w sobie tylko nie lubisz, a co rzeczywiście jest kompleksem i zlikwiduj jego powód. Może być tak, że rzeczywiście ktoś ma bardzo odstające uszy albo inny defekt szpecący wygląd. Jeśli operacja plastyczna może pomóc, to warto w nią zainwestować. Z drugiej strony warto akceptować siebie, we wszystkich naszych blaskach i cieniach, niedoskonałościach i wadach.
Bezwzględnie i z całą pewnością nadużywamy stwierdzenia „mam kompleks na punkcie…”. A może warto się zastanowić, czy nie jest to jedynie próba zwrócenia na siebie uwagi. Bo o prawdziwym problemie świadczą:
• duża ilość czasu poświęcona na myślenie i koncentrację o jakimś defekcie (rzeczywistym i obiektywnym lub wyimaginowanym),
• emocje, jakie się w nas budzą, kiedy o nim myślimy – smutek obniżenie nastroju, poczucie niedopasowania do innych, lęk przed wejściem w relacje,
• ciągłe porównywanie się z innymi,
• poczucie, że tylko z jego powodu nie czujemy się szczęśliwi, nie odnosimy sukcesów zawodowych i nie powodzi nam się w miłości.
Do terapeuty warto się wybrać, jeśli spełniamy przynajmniej trzy z tych warunków. To się rzadko zdarza. Prawda?
Przy okazji pomyśl, zastanów się – czy złość, zwłaszcza taka na samą/na samego siebie może być zdrowa?
Weź odpowiedzialność za swoje decyzje (a także zaniechania). Twoim kompleksem są krzywe zęby? Załóż aparat. Nie chcesz? Nie narzekaj. Nie znasz języków obcych? Ucz się. Nie chce ci się? Pogódź się z tym, że angielski znasz słabo. Mógłbym mnożyć takie przykłady. Nader często – narzekamy, biadolimy, ale nic nie robimy. Wygrywa schowany w nas leń. Więc po co, ta cała operetka z kompleksami i zatruwaniem bliskich oraz siebie ciągłym marudzeniem. Jak mawia młodzież – weź się w końcu ogarnij!
Przewartościuj swoje kompleksy!
Po dokonamy remanencie wprowadzamy do akcji tzw. mechanizm kompensacji, czyli równoważenie jednego działania innym. Weźmy na przykład niskiego mężczyznę.
Z punktu widzenia psychologii ewolucyjnej kobiety zwykle wybierają wysokich i silnych mężczyzn, bo podświadomie czują, że tacy dadzą im i ich dzieciom poczucie bezpieczeństwa.
Poza tym wzrost dla mężczyzn może być wyjątkowo ważny wtedy, jeśli z jego powodu został uznany za nieatrakcyjnego, także jeśli chodzi o kompetencje. Niscy mężczyźni często w ramach kompensacji wzrostu bardzo inwestują w swoje kariery zawodowe, w gadżety czy wysokiej klasy samochody. W ten właśnie sposób wysyłają do partnerek sygnał, że oni też potrafią o nie zadbać, ale także by pokazać, że sam wygląd fizyczny – jeszcze nie wyznacza wysokich kompetencji, umiejętności, zaradności.
Podobnie niejedna kobieta uznawana za piękną musiała po dwakroć udowodniać, że jest również mądra. Kompensacja jest mechanizmem obronnym, który może być wzmacniający, ale czasem również ograniczający lub utrudniający. Warto sobie zadać pytanie: po co – robię, to co robię, i co mi to daje?
Wdzięczności wobec swojego ciała
Często człowiek jest dla siebie okrutny, bezwględny i równie bezlitosny. Doszukuje się w sobie, a zwłaszcza w swoim ciele – wyłącznie luk i niedociągnięć. A przecież nawet niedoskonałe ciało mu służy. Poczytajcie w encyklopediach anatomii człowieka, jak wiele nasze ciało potrafi, jak bardzo skomplikowaną i precyzyjną jest machiną. I wiecie co, ono nie obraża się na nas, nawet jeśli go nie lubimy, tylko robi swoje i działa. Chociażby z tego powodu zasługuje na odrobinę naszego szacunku.
Aby nauczyć Was sympatii do własnego ciała – proponuję Wam ćwiczenie, realizowane np wieczorem, przed zaśnięciem, koncentracji nie na tym jak nasze ciało wygląda, ale jakich doznań nam dostarcza. Chodzi o to, abyśmy świadomie, poprzez cielesne zmysły, czuli zapachy, smaki, faktury pod palcami i zauważali, że np. dzięki oczom możemy patrzeć na ciekawy widok za oknem, na swoje dzieci, na partnerkę lub partnera, na zdjęcia rodziców lub przyjaciół.
Kiedy uświadomimy sobie, ile wspaniałych doznań daje nam ciało, poczujemy do niego więcej miłości i zrozumienia. Zapewniam Was, że tak się stanie. Pomocni mogą okazać się też przyjaciele, bliscy, których możemy poprosić o to, by wymienili, co im się w nas podoba. Warto ich spostrzeżenia zapisać i wracać do nich, kiedy napada myślenie o tym, co w ciele jest nie takie, jakbyśmy chcieli.
Szczegół nie ma znaczenia.
Mam przyjaciół, szczęśliwe (teraz!) małżeństwo, Monikę i Zbyszka. Rzecz jasna imiona zmieniłem, ale nie o imiona w ich przykładzie chodzi. Ona, jeszcze kilka lat temu zadręczała się i wszystkich wokół, swoją zmienioną po porodzie figurą – przestała wychodzić z domu, unikała kontaktu fizycznego z mężem, zero seksu, zero przytulania. Chłód jak w radzieckiej lodówce. On wciąż podkreślał, że dla niego ważniejszy jest jej uśmiech i energia życiowa niż idealna figura. – Dla Emilii liczył się szczegół, dla Karola całokształt. Jego konsekwencja, wręcz upór, odważył ją w końcu i przekonał do tego, że w jego oczach jest cudowną kobietą. Kosztowało to jednak wiele czasu i równie wiele wylanych łez i potłuczonych talerzy 🙂
Absolutnie warto nauczyć się patrzeć na siebie w całości, skupiać uwagę na zasobach i atutach, nie na brakach i niedoskonałościach.
Jest taka przypowieść, która mówi, że – podobno – tkacze przepięknych dywanów w Afganistanie, wplatają w nie jedną fałszywą, niepasującą do całości nitkę. Ma ona być symbolem tego, że człowiek nie może być idealny, bo taki jest jedynie Bóg. Warto zainspirować się tą tradycją: zaakceptować swoje niedoskonałe nitki i nie nadawać im większego znaczenia…
