Dlaczego popełniamy błędy i podejmujemy decyzje, których później żałujemy? Skąd biorą się te wszystkie nietrafione inwestycje, rozczarowania, rozgoryczenia? Wydawać by się mogło, że działamy przecież (a przynajmniej, co niektórzy z nas) w oparciu o logiczne zasady, bazując na opiniach zaufanych osób, kierując się radami cenionych przez nas specjalistów, przetwarzając posiadane informacje. Bardzo wielu – bardzo mądrych ludzi od wieków analizuje ludzkie determinacje, starając się odpowiedzieć na pytanie – w jaki sposób działać, aby dobrze działać?
Tymczasem, może warto zastanowić się nad tym, czy aby z tych wielu naszych błędów nie wynika prosty, w sumie wniosek – otóż, że bardziej ufamy ludziom niż informacjom?
W efekcie tego, bardziej zawierzamy temu, co do nas mówi, pisze drugi człowiek, co komunikują nam inni ludzie – mniej zaś wysiłku wkładamy w to, aby samodzielnie, z posiadanych przez nas informacji wyciągać dobre, kaloryczne wnioski i myśleć. Myśleć!
Jesteśmy leniwi, a w zasadzie nasz mózg jest takim – co skutkuje tym, że chętniej przyjmujemy argumentację, w pewnym sensie – gotową, podaną nam na tacy. Nie bardzo chce nam się samodzielnie analizować sprawy, zdarzenia, sytuacje – i wtedy, kiedy tylko możemy, zamiast autonomicznie myśleć, bardzo ochoczo korzystamy ze wskazań innych, z gotowych matryc, pod jednym wszakże warunkiem, że Ci inni mają dla nas duże, wartościowe znaczenie, że ufamy im.
Przecież większość naszych działań ma emocjonalne podstawy. Zasadą charakterystyczną dla wielu osób, bez względu na wszystkie różnice (kulturowe, religijne, społeczne, majątkowe, kompetencyjne, itp) jest to, że podejmując decyzje kierujemy się głównie emocjami, choć nie zawsze przecież mamy tego pełną świadomość. Dopiero potem odwołujemy się do logicznych argumentów, aby swoje decyzje jakoś (głównie przez sobą samym) uzasadnić. W ten oto sposób, doświadczamy na sobie klasycznego i dobrze znanego w psychologii mechanizmu > likwidowania dysonansu poznawczego.
Być może właśnie dlatego, że olbrzymia część naszych działań ma emocjonalny charakter – bardziej niż analiza „suchych” informacji, zajmuje nas relacja i komunikacja z drugim człowiekiem. W tym wniosku tkwić może odpowiedź na wszystkie szanse i zagrożenia.
Bardziej wierzymy zaufanemu bądź wzbudzającemu nasze zaufanie człowiekowi – i wszystkiemu co przynosi on, wnosi w nasze życie – bardziej niż logice informacji i twardym danym. Nawet tym najbardziej obiektywnym i uzbrojonym w fakty. Uwodzą nas emocje. Od wieków. Taka nasza natura.
I nie ma w tym niczego złego, dopóty – dopóki owe emocje nie niosą ze sobą manipulacyjnych i socjotechnicznych zagrożeń. Bo jeśli tak jest, a my odłożymy aparat logicznego myślenia na bok i damy się uwieść ludzkiej, emocjonalnej narracji, wtedy mamy kłopot. Co gorsza – sami będziemy szukali „mądrych” i „logicznych” uzasadnień dla naszego błędnego, głupiego działania.
Jednak emocje, same w sobie – nie są niczym złym, wręcz przeciwnie. Do pełnego, szczęśliwego życia są nieodzowne. Bez nich żaden sukces nie byłby możliwy. Naprawdę.
Zatem, żeby było OK, wystarczy, abyśmy w swojej emocjonalności byli, co nieco logiczni, a w swojej logice – czasem ustępowali pola emocjom. Właśnie taki miks, takie działanie wyjdzie nam wszystkim na zdrowie 🙂
