Człowiek na ogół jest przynajmniej w pewnym stopniu świadom swojego organizmu. Kojarzy, że skoro ma katar, to coś niedobrego dzieje się w górnych drogach oddechowych. Odróżnia ból brzucha od bólu mięśni. Wyczuwa za wysokie lub za niskie ciśnienie, gorączkę. Mamy także zwykle prawidłową orientację, gdzie w organizmie jest miejsce dla serca, nerek, wątroby, trzustki, płuc i innych kluczowych maszyn i pomp, sprawiających, że żyjemy, poruszamy się, jemy, wydalamy itd. Czy jednak wiemy, dlaczego to wiemy?
Jakie nasze wewnętrzne urządzenia sprawiają, że stale myślimy, uczymy się, pamiętamy, podejmujemy decyzje, odczuwamy emocje? Tak, oczywiście, za to odpowiada mózg. Człowiek współczesny przyjmuje raczej, że jego życie intelektualne i duchowe toczy się w owej szczególnie delikatnej substancji otoczonej wyjątkowo twardą skorupą.
Czy przeciętny człowiek jest jednak świadom, że czegoś mu właśnie mózg za dużo wydziela, jak dajmy na to śluzu z nosa, krwi z ranki na palcu, kwasu w żołądku? Czy – podobnie jak wielu z nas przeczuwa nadciągającą grypę – jesteśmy w stanie zaobserwować, że zaczyna nam szwankować jakiś tam zakręt obręczy, ciało migdałowate, szyszynka?
Dziś to brzmi jak utopia, ale w istocie to przecież jeden z celów przyświecających badaczom angażującym się w neuronaukę. Starają się podążać fascynującymi szlakami, na których rodzą się impulsy do działań i zaniechań, powstają myśli, gromadzone są wspomnienia i doświadczenia.
Ta wiedza, oczywiście, zaciekawia szerszą publiczność, a na fali tego zainteresowania – jak to w naszych czasach – krzewione są fakty i mity. Mnożą się publikacje sugerujące, że nasz wpływ na działanie własnego mózgu jest trywialnie prosty, bylebyśmy tylko zrozumieli, co tam w środku jest, jaka jest jego budowa i zasady działania. Czasem w całkiem szacownych mediach pojawiają się uproszczone „mapy mózgu”, gdzie z topograficzną dokładnością wyznaczone są obszary odpowiedzialne rzekomo za emocje, pamięć itd. Niestety, takie proste to nie jest.
Trudno powiedzieć, że którykolwiek obszar mózgu ma wyłączność na kształtowanie myśli, zachowań, pamięci czy osobowości. Wszystko bierze udział, przyczynia się, sprawuje taką, a nie inną funkcję, ale zawsze między innymi. Wiedza akademicka jest daleka od sformułowania kategorycznych definicji poszczególnych części składowych tej fascynującej machiny. Mózg jest w nieustannym – by tak rzec – procesie tworzenia. Dostaje zadanie i błyskawicznie niezliczone neurony wchodzą w kontakt, by mu podołać. Dziś nauka – jeśli już mowa o odpowiedzialności za rozwiązywanie zadań – woli używać terminu struktury czy też sieci, nie obszary.
Choć neuronauka jest dyscypliną młodą i – nie ukrywajmy – trudną dla laika, warto oswajać się z terminologią, z którą coraz częściej będziemy mieli w swoim życiu do czynienia. Wchodzi ona do słownika psychologii i medycyny (nie tylko psychiatrii), antropologii i zoologii, mości sobie miejsce w filozofii, a nawet literaturze popularnej. Słowniczek zamieszczony dalej pokrywa się z wiedzą na poziomie szkoły średniej, tyle że wielu z nas kończyło ją na długo przed tym, jak do powszechnego użytku naukowego weszła aparatura, dzięki której mózg „widać” i „słychać” w działaniu.
W co nie wierzyć
Neuronaukowcy z reguły są raczej wstrzemięźliwi w ogłaszaniu „prawd niepodważalnych” o ludzkiej świadomości, psychice, emocjonalności; przeciwnie – im więcej wiedzą, tym bardziej zdają sobie sprawę z tego, jak wiedzą niewiele. Tym niemniej nie brakuje – również wśród badaczy – osób przekonanych, że ludzkość posiadła już właściwie komplet informacji, wystarczających do tego, by definitywnie się uszczęśliwić, uwolnić nieprawdopodobną moc substancji szarej, zwojów i zakrętów, a także podkręcić tempo pracy tego narządu poprzez rozmaite wspomagacze.
W rozkroku między szerzeniem wiedzy w sposób przystępny i popularny a swoistym szamanizmem tkwi Daniel G. Amen, amerykański dr psychiatrii, telewizyjny celebryta, biznesmen z powodzeniem zawiadujący siecią Klinik Amena, jednocześnie zaś autor wielu bestsellerów (nakładem wydawnictwa REBIS ukazały się w Polsce „Zadbaj o mózg”, „Wspieraj swój mózg”, „Uwolnij moc kobiecego mózgu”).

Słowem – jeden z tych współczesnych guru, którym gotowe zaufać są miliony ludzi złaknionych psychicznego wsparcia, złotej recepty na poczucie sensu swej egzystencji, a przynajmniej spokoju ducha. Jego umiejętność barwnego, metaforycznego ukazywania maszynerii pracującej w ludzkiej głowie robi wrażenie. Dystans budzą jednakowoż dwa pozostałe filary owych książek: brawurowe przekonanie, że człowiek jest w stanie przejąć kontrolę nad mózgiem (za pomocą mózgu, rzecz jasna). I że narząd ten, jak każdy inny – można zmobilizować dietą, ćwiczeniami fizycznymi, a także wysublimowaną codzienną bombą farmaceutyków i paraleków (Acetylo-L-karnityna, kwas alfa-liponowy, fosfatydyloseryna, witaminy B, E, C – Amen zaleca precyzyjne dzienne dawki tych „suplementów”). Okładki kolejnych „podręczników” tyranizują czytelników hasłami w rodzaju „obowiązkowa lektura dla wszystkich, którzy kierują się w życiu rozumem”.
Ludziom, kierującym się w życiu rozumem, rozum ów podpowiada ostrożność przynajmniej wobec tego ostatniego „zbawczego” zalecenia. Rozsądek, umiejętność nadawania rozmaitym bodźcom i informacjom płynącym do mózgu właściwych proporcji, skłania do sceptycyzmu i wobec entuzjastycznego dr. Amena, i wszystkich tych, którzy mają nadzieję, że człowiek jest już bliski zrozumienia wszystkiego, w tym – siebie samego. Nie sposób bowiem uwierzyć:
1. Że da się skonstruować kiedykolwiek mapę mózgu, na której – niczym na XVI-wiecznej rycinie – wyrysujemy: tu emocje, tam rozsądek, tu miłość, tam agresja.
2. Że niedostatki mózgu można łatwo usunąć farmakologicznie, a może nawet chirurgicznie połatać go, ponaprawiać, ponaciągać, skoro mózg jest dokładnie takim samym narządem jak cała reszta w organizmie. Owszem, w przypadku chorób tego organu bywa, że tego typu interwencja jest niezbędna. Nie warto wierzyć, że wkrótce pojawi się jakaś chirurgia plastyczna mózgu, oferująca lifting zakrętu obręczy czy też podrasowanie móżdżku. To oczywiście na razie zabawa dla wyobraźni, ale gdyby nawet tego typu zabiegi były realne, to wiązałyby się z potężnym problemem bioetycznym.
3. Że przecież teraz są leki na wszelkie doły, lęki, niepokoje, więc nie ma się co męczyć jakąś tam pracą nad sobą i autorefleksją. Panacea typu legendarny xanax, który wyprowadza człowieka z psychicznej drżączki. Tyle że uzależnia. Przyćmiewa pamięć. Usypia. Nie ma leku, który nie niósłby niebezpieczeństwa skutków ubocznych. W psychiatrii jest ono szczególne. Medykamenty wymyśla się po to, by ulżyły w cierpieniu, ale mogą one przysporzyć wielkiego cierpienia, jeśli traktowane są jako codzienne dopalacze, usypiacze, uspokajacze. Dziś w USA i krajach Zachodu lekomania stała się problemem społecznym co najmniej równym rangą narkomanii, a zabójcą z przedawkowania są przede wszystkim silne leki przeciwbólowe, opiaty pomyślane jako zbawienie na skrajne bóle, zwłaszcza związane z rakiem.
4. Że mózg jest raz na zawsze skonstruowany, że nie da się przy nim samodzielnie, z pożytkiem dla własnego komfortu i zdrowia, pomajstrować. Często słyszy się, jak ludzie fatalistycznie powiadają: taki już jestem, tak ją Bóg stworzył, taki charakter, cóż, to rodzinne… Kształtowanie się mózgu jest fenomenalnym wręcz potwierdzeniem tezy, że jesteśmy tylko po części z genów, ale nasze jestestwo kształtuje się w ogromnej mierze pod wpływem doświadczeń. Nawet tendencje w sposobie myślenia, relacjach z innymi ludźmi, reakcjach na życiowe sukcesy, wyzwania, rozczarowania, niepowodzenia – słowem wszystko to, co uważamy za trwałą charakterystykę człowieka i nazywamy osobowością – daje się modelować. Mózg człowieka jest bowiem elastyczny, a możliwość konstruowania coraz to nowych synaps nie wygasa do końca życia.
5. Że mózg jest totalnie elastyczny – w to jednak również nie warto wierzyć. Nie można go przebudować tak, by z introwertyka zrobić ekstrawertyka, neurotyka przerobić na osobę krańcowo ufną wobec świata i ludzi, kogoś zamkniętego na nowe doświadczenia uwieść wizją opłynięcia świata w rok, bibliotekarza posadzić za sterami samolotu, a pilota za bibliotecznym kontuarem. Każdy człowiek jest oryginalną konstrukcją, a jego cechy nazywamy potocznie wadami i zaletami. Ale w pewnych okolicznościach wada może stać się atutem, zaś rzekoma zaleta – zawadą. Ktoś, kto na co dzień wydaje się zbyt impulsywny i sobie tym szkodzi, w sytuacji katastrofy może wykazać się zbawiennym refleksem i decyzyjnością. Można wyobrazić sobie dziesiątki sytuacji, w których takie „walory”, jak ufność, hojność, sumienność zamieniają się w naiwność, rozrzutność, pracoholizm.
6. Że istnieje mózg doskonały. Nie istniał, nie istnieje i prawdopodobnie nie zaistnieje. Człowiek ma tendencję do klasyfikowania ludzi pięknych jako dobrych i mądrych, a geniuszy intelektu – jako wyroczni moralnych. Tak nie jest. Niejeden geniusz dręczył najbliższych ponurymi przypadłościami charakteru. Pojemna pamięć może przynieść fantastyczne korzyści, ale też udręczyć człowieka, jeśli nie da się wyrzucić z niej dramatycznych przejść życiowych.
7. Że z pomocą wiedzy neurologicznej da się wyjaśnić postępowanie własne i cudze, a nawet przewidzieć przyszłe. To mit, że np. specjaliści – psychologowie, psychiatrzy, seksuolodzy – wiedząc nawet sporo o aktywności amygdali czy płatów skroniowych przestępcy, będą kiedykolwiek w stanie zawyrokować: zabije – nie zabije, zgwałci – nie zgwałci.
8. Że dzięki osiągnięciom neuronauk da się ludzi jakoś poklasyfikować, stwierdzić, kto jaki ma pułap intelektualny, zdolności; kto nosi w sobie skłonność do szaleństwa. (Dr Amen zupełnie poważnie sugeruje, że malarze pokojowi, narażeni na bezustanne wdychanie toksycznych dla mózgu oparów chemicznych, stanowią jedną z najbardziej niezrównoważonych psychicznie grup zawodowych na świecie). Nie da się ludzi ani faworyzować, ani dyskwalifikować, ani usprawiedliwiać kształtem ich amygdali czy aktywnością płatów czołowych. Można co najwyżej próbować lepiej zrozumieć ich myśli i postępowanie.
9. Że najdoskonalszy jest mózg ludzki, a inne zwierzęta do pięt człowiekowi nie dorastają. Wyewoluowaliśmy w specyficzny, ale nie jedyny możliwy sposób. Psie czy kocie zmysły imponują, podobnie jak umiejętność rozumienia przez te zwierzęta poszczególnych słów, a także intonacji czy wręcz intencji, z jaką się je wypowiada. Nasze skłonności wspólnotowe mają się nijak do życia społecznego mrówek. Człowiek odniósł sukces ewolucyjny, bo się nieprawdopodobnie rozmnożył i wybił większość naturalnych wrogów. Coś jednak z jego „najdoskonalszym we Wszechświecie narządem” musi być nie tak, skoro nasz gatunek w zapamiętaniu niszczy ziemię i podcina gałąź, na której dumnie zasiadł.
10. Że jeśli tylko zapewnisz dobrą formę swojemu mózgowi, to na pewno osiągniesz szczęście, bogactwo, wieczną (przynajmniej duchową) młodość, no i generalne zdrowie całego organizmu. To oczywista nieprawda, ponieważ na życie człowieka składają się tysiące perypetii, zdarzeń, którym ani on zawinił, ani je sprowokował, okoliczności nieprzewidywalnych i niespodziewanych. Oczywiście, gdy człowiek umie radzić sobie ze stresem, łatwiej mu pogodzić się z nagłą, poważną chorobą i pewnie łatwiej mu ją przezwyciężać. Ale nie da się tak przeprogramować mózgu, by nie dopuszczał on do żadnej słabości, do starzenia się, do życiowych zakrętów. Gdyby człowiek nie umiał się smucić, prawdopodobnie obca byłaby mu także radość. Gdyby się nie złościł, nie doceniałby spokoju ducha. Gdyby nigdy nie kłamał, nie ceniłby tak bardzo prawdy. Tak nam te amygdale i hipokampy los poustawiał, że jesteśmy niejednoznaczni, skomplikowani, pofałdowani niczym substancja szara.
Co zrobić dla mózgu
Czy zatem można coś sensownego przedsięwziąć, co pomogłoby nam ten unikatowy organ jak najdłużej podtrzymywać w dobrej kondycji? Wszak wobec serca, wątroby, dróg oddechowych staramy się postępować roztropnie. Fakt, że często rozsądek występuje tu tylko napadowo.
Tym niemniej ludzie współcześni znacznie uważniej niż przodkowie (choćby ci pokolenie wstecz) zdają się wsłuchiwać w zalecenia dietetyczne, rady dotyczące wypoczynku, aktywności fizycznej, a nawet gotowi są – w imię dobra swej wątroby, serca, układu oddechowego itd. – oddawać się medytacji, jodze i innym praktykom z egzotycznych kultur. Ciekawe, że mózgowi prawdopodobnie służy dokładnie to samo, co sercu czy wątrobie. Po prostu: higiena życia. Dr Amen, potraktowany w tym artykule dość krytycznie, ma jednak parę rad zupełnie przytomnych. Radzi zatem, by:
1. Unikać – mówiąc wprost – walnięć w głowę. Zwłaszcza w przypadku dzieci. Krytykuje np. zbyt wczesne treningi piłki nożnej z tzw. główkowaniem, wszelkie ekstremalne formy jazdy na nartach, koniach, rowerach, deskach itd. – czyli wszystkie te aktywności, które narażają młody mózg na urazy i mikrourazy, które – jak dowodzi – mimo łagodnego przebiegu mogą się odzywać w postaci kłopotów komunikacyjnych czy – generalnie – wychowawczych.
2. Dobrze jeść, czyli mniej tłustego i słodkiego, więcej chudego i zielonego.
3. Zażywać tlenu, czyli nie brzydzić się świeżego powietrza i nie przedkładać nad nie tego klimatyzowanego.
4. Mieć dużo ruchu, czyli (kiedy można wychodzić z domu) mniej w samochodzie, więcej pieszo i na rowerze.
5. Dużo myśleć, czyli mniej przed telewizorem i komputerem, więcej z książką.
Wydaje się, że ten pięciopunktowy program jest jak najbardziej realistyczny. Bardziej zaawansowanym w pracy nad sobą podajemy spis rad zaczerpnięty z pewnego… podkoszulkowego nadruku. Taka tam T-shirtowa mądrość. Postulat w takim samym stopniu ponętny, co i – szczególnie w dzisiejszej rzeczywistości – utopijny. Czyż jednak nie warto:
1. Częściej oddawać się marzeniom
2. Rzadziej narzekać
3. Częściej słuchać
4. Rzadziej się spierać
5. Żywić więcej nadziei
6. Mniej się bać
7. Częściej odpoczywać
8. Rzadziej się martwić
9. Częściej się bawić
10. Mniej pracować.
Nie pozostaje nic innego, jak zastosować się do powyższego. Z nadzieją, że homo sapiens, wyposażony w – cokolwiek powiedzieć – już niebywałą wiedzę o mózgu, nie wpadnie na żaden szatański pomysł, by nas wszystkich udoskonalić i ujednolicić. No, ale podobno trzeba mniej się martwić. O ludzkość i stan jej substancji szarej – też.
#
dr Marek Wojciechowski | psycholog biznesu