Dla jednych – na szczęście, dla innych, niestety ale żyjemy w czasach, w których panuje kult sukcesu. Potęgowany przez media, internet, presję social mediów. Na każdym kroku ocieramy się o wizerunki przystojnych modeli, pięknych modelek, ludzi sukcesu, którym udaje się wszystko – w każdej sferze życia.
Dr Ewa Grzeszczyk, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, w opublikowanej w 2003 r. książce „Sukces: amerykańskie wzory – polskie realia” przywołuje przepełnioną goryczą wypowiedź anonimowej badanej
„Typ kobiety sukcesu lansowany w pismach kobiecych: lat 23–25, wysoka, zgrabna, ładna, zna dwa języki, pracuje w jakiejś tam firmie zagranicznej, skończyła jeden fakultet, zaocznie robi drugi, ma chłopaka albo męża i ma hobby, nie wiem, jazdę konną, wspinaczkę górską, no i w ogóle jest »the best«. Wszędzie. Noblistka. Superinteligentna, sama robi majonez, sama wyszywa, sama haftuje, sama zaprowadza dziecko do przedszkola, mężowi gotuje trzydaniowe obiady. Miała wspaniałych rodziców, wspaniałe dzieciństwo, w ogóle ideał chodzący”.
Przytoczona wyżej wypowiedź, owszem – może sprawiać wrażenie przerysowanej. Faktem pozostaje jednak, że porażka stała się tematem tabu. Ludzie boją się otwarcie do niej przyznawać. Na internetowym forum prezentują swoje wygładzone, nieskazitelne wizerunki, a w samotności wypłakują się do poduszki. Badacze wspominają o fenomenie społeczeństwa osiągnięć, w którym należy nieustannie bić rekordy i być najlepszym – we wszystkim.
W swoim typowym, szczerym stylu, Richard St. John przypomina nam, że sukces nie jest drogą jednokierunkową, tylko ciągłą wędrówką. Używa historii wzrostu i upadku swojego biznesu do zilustrowania ważnej lekcji – kiedy przestajemy próbować, upadamy!
Porażka ma dziś kiepską prasę. Fakt. Wiąże się z odczuwaniem nieprzyjemnych emocji, stresem, narażeniem na szwank reputacji, widmem samotności. Lęk przed nią szczególnie doskwiera perfekcjonistom, a tych obecnie nie brakuje.
Wszak wielu współczesnych menedżerów, liderów – wychowywano na supermenów. Gdy tylko w szkole osiągali wyniki gorsze od doskonałych, spotykali się z dezaprobatą ze strony rodziców, którzy ekspresję miłości do dzieci uzależniali od ich osiągnięć. W konsekwencji wyrastały one na perfekcjonistów, których poczucie wartości uzależnione jest od opinii otoczenia, panicznie bojących się widma porażki, w które wpisany jest dla nich drastyczny spadek samooceny.
Elizabeth Gilbert była kiedyś kelnerką, która nigdy nic nie opublikowała, załamaną listami odmownymi, jakie otrzymywała od wydawnictw odrzucających jej opowiadania i książki. Jednak w wyniku sukcesu „Jedz, módl się, kochaj”, zaczęła mocno identyfikować się ze swoim dawnym „Ja”. W swoim wystąpieniu, Gilbert przedstawia swoje piękne przemyślenia o tym jak sukces może być równie oszałamiający jak porażka i jak daje nam prosty, choć trudny, sposób na kontynuowanie pracy, niezależnie od rezultatów.
Dr Henry Murray, światowej sławy psycholog, związany z Harvard University, opisał potrzebę stronienia od przykrości wyrażającą się w dążeniu do unikania upokorzenia, zakłopotania, lekceważenia, szyderstwa lub obojętności ze strony innych.
Osoby motywowane lękiem przed porażką boją się, że gdy nie osiągną dobrego rezultatu, stracą reputację, doznają wstydu i spadku samooceny. Podczas pracy nie doświadczają entuzjazmu płynącego z wykonywanej czynności, wszak podszyci są lękiem o wynik. Gdy ich działanie zostaje ocenione dobrze, nie odczuwają dumy, a jedynie ulgę związaną z uniknięciem porażki.
Hans Morschitzky – psycholog i psychoterapeuta, pracujący w Klinice Chorób Psychicznych w austriackim Linzu, autor książki „Lęk przed porażką” – twierdzi, że to zjawisko narasta: „Obawy przed tym, że czemuś się nie podoła, i przed całkowitym fiaskiem własnych dokonań stają się coraz większe, tak w obliczu wyzwań codziennego życia, jak i sytuacji na dzisiejszym rynku pracy. Lęk przed porażką doprowadza wiele osób do koszmarnych wizji. Ten, kto nie może sprostać oczekiwaniom w życiu zawodowym i prywatnym, uchodzi za nieudacznika, kto nie ma osiągnięć, jest »out«, kto zawiedzie, będzie zastąpiony innym pracownikiem lub partnerem. Kto nie sprosta ogólnej presji sukcesu, straci swój społeczny prestiż i stanie się wkrótce outsiderem – czarną owcą”
Ponieważ żyjemy w czasach kultu sukcesu, powszechność lęku przed porażką jest zrozumiała. Zaskakiwać może jednak powszechność obawy przed sukcesem.
Pionierskie badania na ten temat przeprowadziła w latach 70. XX w. dr Matina S. Horner, psycholog z University of Michigan. Celem ich uczestników było wymyślenie zakończenia dla krótkiej historyjki o osobie tej samej płci (Annie lub Johnie), o której dowiadywali się, że po pierwszej sesji egzaminacyjnej znalazła się na pierwszym miejscu w rankingu swojego roku na kierunku medycznym lub technicznym. 65 proc. studentek i 9 proc. studentów tworzyło zakończenia pesymistyczne.
Wśród spisanych wydarzeń znalazły się: osamotnienie Anny, jej znerwicowanie, utrata pozycji społecznej. Studentki, które wzięły udział w badaniu, kojarzyły osiągnięcia Anny z brakiem kobiecości.
Większość postrzegała ją jako nieatrakcyjną i agresywną. Według części opisów w kolejnym semestrze celowo zaniżałaby uzyskiwane przez siebie wyniki, aby jej chłopak Carl mógł wspiąć się w rankingu wyżej od niej.
Zgodnie z tą wizją scenariusz życia Anny mógł być następujący: wkrótce rzuca studia, wychodzi za mąż za Carla i wychowuje dzieci.
Zdaniem dr Horner przytoczone wypowiedzi są przejawem lęku przed sukcesem, który powstrzymuje przed realizacją wartościowych celów ze względu na wyobrażone negatywne konsekwencje powodzenia.
Badaczka zakładała, że lęk przed sukcesem to stan typowy dla ambitnych kobiet, którym w konserwatywnym społeczeństwie odmawiano prawa do sukcesu, zwłaszcza w dziedzinach tradycyjnie zarezerwowanych dla mężczyzn.
Od czasu prowadzenia przez nią badań w świecie zachodnim zaszły spore zmiany. Kariery – akademicka oraz biznesowa – stanęły przed kobietami otworem. Obecnie trudno wskazać zawody zarezerwowane wyłącznie dla panów.
Dlaczego mamy tak mało kobiet-liderów?
Nowsze badania, dotyczące lęku przed sukcesem, które przeprowadzono w latach 90., wykazały, że ów doskwiera również mężczyznom. Artykuł przeglądowy na ten temat opublikowali w 1975 r. na łamach „Psychological Bulletin” prof. psychologii Miron Zuckerman, związany aktualnie z amerykańskim University of Rochester, oraz prof. Ladd Wheeler, prof. psychologii, pracujący w australijskim Macquarie University.
Po pierwsze, należy przyjąć do wiadomości, że porażka stanowi zjawisko powszechne i nie trzeba jej się ani bać, ani wstydzić. Nieskazitelne wizerunki ludzi sukcesu to mit. W rzeczywistości na kartach biografii osób, które zapisały się w historii wspaniałymi osiągnięciami, znajduje się cała litania niepowodzeń.
- Michael Jordan w szkole średniej został wykluczony z drużyny koszykarskiej,
- Henry Ford pięciokrotnie zbankrutował, zanim osiągnął olbrzymi sukces w branży motoryzacyjnej,
- Ernest Hemingway poprawiał opowiadanie „Stary człowiek i morze” ok. 80 razy, nim zostało opublikowane.
- Steve Jobs został wylany z własnej firmy, aby następnie powrócić do niej w chwale i wprowadzić na drogę do osiągnięcia statusu jednej z najcenniejszych marek na świecie.
- Thomas J. Watson, założyciel IBM, zapytany o receptę na sukces, odrzekł: „podwójcie tempo, w jakim doznajecie porażek”.
Jeżeli lubisz coś robić, czujesz, że stanowi to twoje życiowe powołanie i doznajesz porażki, wyciągnij z niej wnioski, zastanów się, co możesz poprawić i podejmij niezwłoczne działanie w tym kierunku. Pracuj z zaangażowaniem i starannością, nie troszcząc się przy tym o wynik. Uczciwie rób swoje, nie bacząc na oceny.